Te szalone dni 219
Michnik, Wiśniewski, Abraham


Tydzień temu przedstawiłem w tym miejscu analogię Michnika i Maksymiliana Fredry, który stulecia temu uprawomocnił liberum veto. Dzień później ukazały się chwalące Michnika przedruki tekstów Kołakowskiego i Kutza, oczywiście bez związku ze mną. Teksty pochodzą z jakichś publikacji okolicznościowo rocznicowych, których nie pisze się przecież po to, żeby ich bohatera ganić. Coś więc jest w duchu czasu, Michnik uprawomocnił coś bardzo ważnego, tu jesteśmy wszyscy zgodni, różnimy się w ocenie konsekwencji. Dla Kutza są zbawienne, dla mnie fatalne, a jak jest naprawdę, czas zapewne okaże. Choć już okazał to i owo, co Kutz powinien konsekwentnie chwalić, a co ja uważam za horror. Kutz jednak jakoś także nie płonie entuzjazmem dla bieżących konkretów „odnowy moralnej” a przynajmniej tak mi się wydaje. Czy bardzo się mylę?
Także wczoraj, w sobotę włączyłem telewizyjny program muzyczny „MEZZO” i wysłuchałem dwóch ostatnich aktów opery, która wydała mi się „Wilhelmem Tellem” Rossiniego. Ale jak to w trakcie transmisji sprawdzić? Otóż od paru tygodni jest to możliwe, ponieważ ukazała się arcyważna dla wszystkich kulturalnych ludzi książka Grzegorza Wiśniewskiego „Leksykon postaci operowych”, wynik wieloletniej pracy autora, zaopatrzona w przeróżne indeksy, istna skarbnica informacji, wcale nie tylko operowych. Wiśniewski to z wykształcenia lekarz ale z powołania muzykolog i rusycysta, z zawodu zaś publicysta i urzędnik. Ale jaki wspaniały urzędnik czy może raczej działacz, pełen pomysłów, inwencji, skuteczności, wiem bo całe lata z nim pracowałem jako jego, hm, szef(?). To też kiedy kandydował do sejmu z najczystszym sumieniem głosowałem na niego i do dzisiaj uważam jego porażkę wyborczą za istotną porażkę wszystkich polskich obywateli. Klasyczna selekcja negatywna.
Wróćmy jednak do Tella. Nasunęła mi się dziwaczna z pozoru analogia do Abrahama, któremu Bóg zlecił zamordowanie własnego syna Izaaka. Otóż najbardziej znanym epizodem z legendy Tella, jest zestrzelenie z łuku jabłka umieszczonego na głowie jego syna, za co namiestnik austriacki Gessler obiecuje zarówno ojcu jak i synowi ułaskawienie. W istocie rzeczy i Bóg i Gessler postępują niemal identycznie, choć pewnie w innych intencjach (ale któż się ośmieli odgadywać intencje Boga?). Czy coś wynika z tej analogii? Z każdej trafnej analogii coś wynikać musi, choć oczywiście zawsze można kwestionować jej trafność. Zarówno Tell jak i Abraham działają pod przymusem, chociaż sytuacja moralna Abrahama jest nierównie trudniejsza. Słusznie napisał kiedyś Kołakowski, że ocalony ostatecznie Izaak zawsze odtąd spoglądał na swojego ojca z mieszanymi uczuciami. No i pewnie nawzajem. Natomiast Tell i jego syn wyszli z tej próby bez uczuciowego szwanku. Czy ma z tego wynikać, że łajdak Gessler jest etycznie wyższy od Boga? Nie koniecznie. Ale musi wynikać, że łajdak może sprawić coś lepszego od nieskalanej istoty, ba, w tym wypadku od samej Transcendencji. Właśnie dlatego, że transcendencją nie jest, że jego działanie jest ograniczone. A może i dlatego, że jak powiada Goethe „jest częścią tej siły, co zawsze chce zła i zawsze czyni dobro”. Dobra, zostawmy metafizykę i wróćmy do tego, co najbardziej lubimy, to znaczy obgadywania bliźnich.
Nie kwestionuję intencji Michnika, bo ich nie znam i uważam, że niczyich intencji poznać nie podobna. Michnik był zawsze dla mnie, mimo osobistych żalów, przedmiotem podziwu. Aż do incydentu z nagraniami. Maksymilian Fredro z kolei był w swoim czasie jednym z najmądrzejszych i najprzyzwoitszych Polaków, a przecież sprowadził na Polskę nieszczęście, którego skutki do dzisiaj odczuwamy. Gessler natomiast dostarczył bodźca, dzięki któremu Szwajcaria do dzisiaj cieszy się pokojem, suwerennością i dobrobytem. Więc bywa i z węża dryjakiew – to właśnie jedna z maksym Maksymiliana, autora znakomitej, przenikliwej, celnej książki „Przysłowia mów potocznych”. O ironio – czy najtrwalszym i najpozytywniejszym działaniem Michnika, nie okaże się ostatecznie to, co jako autor napisał?

Piotr Kuncewicz
Warszawa, 21 października 2006