Te szalone dni 233
"Zgubna ideologiczna moda"


„Fakt” z 30 stycznia w dziale „Opinie” wydrukował pod łącznym tytułem „Relatywizm to zło” dwa materiały Władimira Bukowskiego i Ryszarda Legutki. Ponieważ uważam się i przedstawiam jako relatywista zajrzałem ciekawie jakie to ja zło popełniam. Legutko definiuje: ”Relatywizm charakteryzuje się tym, że zakazuje jednoznacznego potępiania wszystkich” – dobrze, zgadza się ale oto i koniec zdania – „ z wyjątkiem tych, którzy relatywizm odrzucają”. A fe, panie profesorze, to już pomówienie. Relatywizmu nie wymyślił Michnik z Cimoszewiczem, to sposób myślenia o tysiące lat wcześniejszy. Za jego protoplastę można uznać Heraklita, a za ojców Protagorasa i Gorgiasza z Leontinoj. Pierwszy zasłynął zdaniem, że człowiek jest miarą wszystkich rzeczy (antropos metron panton) a drugi w dziele „Byt jako nicość” przedstawił trzy sławne tezy, na które często się powołuję:1 obiektywnej prawdy nie ma, 2 nie można jej poznać, 3 nie można jej przekazać. Przyznaję, że trochę to wszystko sparafrazowałem.
Prawdziwy relatywista rozpoczyna od siebie samego, podejrzewając, że może nie mieć racji. W drugiej kolejności przyznaje, że przeciwnicy relatywizmu też mogą mieć rację. Gdzie tu jakie zło? Legutce tego tłumaczyć nie muszę ale on sam wybiera Platona, który wierzy, że widzimy tylko cienie rzeczy i wartości a one same istnieją obiektywnie gdzie indziej. Na dobrą sprawę to właściwie też relatywizm poznawczy, ale dajmy już temu pokój. Rzecz w tym, że Legutko nie przemawia jako filozof lecz jako polityk, ideolog by nie rzec propagandysta. Trochę niby fundamentalista dla którego dogmatem bywa teza, że „anioły są to duchy czyste” albo, jeśli jest radzieckim profesorem z okolic lat pięćdziesiątych to „my imiejem naucznyj mietod” i koniec dyskusji. „Naucznyj mietod” zarówno Legutki jak i Bukowskiego polega na tym, że komunizm to zło, zaś antykomunizm dobro i żadnych wątpliwości być nie może.
Bukowski ma prawo mieć uraz po psychuszkach i więzieniach, dziwić się mu nie sposób. Lecz trochę dziwię się Legutce, jako relatywista trochę tylko. Jest młodszy ode mnie o dwanaście lat, chyba nie zdążył doznać od komunizmu specjalnych utrapień. Ja, niestety, zdążyłem a wszak mnie stać na ten wredny relatywizm moralny, życzyłbym tego samego i profesorowi. Pisze na przykład o tajnych agentach: „donoszenie na własne środowisko jest zawsze moralnie oburzające, ponieważ stanowi formę zdrady. Zdrada zaś od niepamiętnych czasów kwalifikowała się do czynów najgorszych.” Święta prawda. Czy Legutko odnosi to tylko do agentów komunistycznych, czy też do arcyprzykładu pułkownika Kuklińskiego?
Ponieważ nie jestem profesjonalnym politykiem nie muszę swoich poglądów traktować instrumentalnie. Czy jestem nimi zachwycony? Mój Boże, nie. Któżby nie chciał znać prawdy absolutnej, ale można mieć tylko absolutną wiarę i to bywa bardzo groźne, choć samego delikwenta zapewne uszczęśliwia. Trochę czym innym jest aktualna moda intelektualna, choć z takiego zestawienia słów „intelektualizm” wychodzi bardzo pokiereszowany. Ale pamiętając o Heraklicie, zgódźmy się, że to także relatywizm. Wynika z tego tylko to, że relatywizm może być bardzo różny i do różnych rzeczy stosowany. Podobnie jak wszystkie pojęcia i przedmioty. No i co z tego?
Relatywizm to dziecko ustrojów demokratycznych, a fundamentalizm czy integryzm autorytarnych. Z niejaką niepewnością dodaję, że relatywizm jest lewicowy – bo uważam, że stalinizm (może leninizm także) był nadużyciem i znieprawieniem ideałów lewicowych. Cóż, nawet dyktatorzy mają swoje racje chociaż można je uważać za zdegenerowane i szalone. Ale za to mają zawsze rację, pewność, czyste sumienie no i niebywałą skuteczność. Czyli coś czego nie ma i przede wszystkim mieć nie chce relatywista. Dixi.

Piotr Kuncewicz
Warszawa, 9 lutego 2007