Sonet wzięty z zabobonności
spotkałem buddyjskiego mnicha
pod płaszczem miał habit czerwony
ręce w kieszeniach zamyślony
jesienią pogoda wciąż licha

poszedłem dalej lecz wyczułem
że miał mi coś do powiedzenia
doznałem nagle przywidzenia
i humor tym sobie popsułem

może potrzebował pomocy
a może te myśli ukryte
po prostu użyły przemocy

zauważyłem zmianę w głosie
zdarzenie to niesamowite
miało źle wróżyć o mym losie
Zurych, 17 listopada 1995