w Zurychu przy Rynku jak na wsi lokalne odbyło się święto aż w trzy saksofony przyrżnięto na bruku tańczyli najstarsi wśród gości był sam Gottfried Keller (nie ten co tak kochał Polaków) potomek dalekich krewniaków bezdzietnym był przecież Schriftsteller krew miałem mieć ponoć królewską fatalnie się rozchorowałem w Berlinie mi dano niemiecką nie mogłem już krewnym być króla więc proletariuszem zostałem bękartka mnie teraz przytula