włóczyłem się po restauracjach spotykałem samych frustratów całe miasto to dom wariatów na alkoholowych wibracjach w kasynie oficerskim bale jak z nierzeczywistego świata w bufecie bigos i sałata wódka - wina nie było wcale śpiewano "o mój rozmarynie" nad ranem zaś "Pierwszą Brygadę" i że Polska nigdy nie zginie budziłem się w różnych mieszkaniach wyznawałem jednak zasadę nie mieć skrupułów przy rozstaniach