Dwa fragmenty artykułu z Naszej Gazetki

 11 września 2001 włączyłem Euro-News i zaraz audycja została przerwana, zaczęto nadawać obraz płonącego wieżowca. Kiedy samolot uderzył w drugi wieżowiec, spikerka powiedziała, że ten samolot przyleciał na pomoc dla tego poprzedniego (mam to nagrane), który uderzył w pierwszy wieżowiec.

 Dlaczego akurat wtedy włączyłem telewizor, tego nie potrafię wytłumaczyć, bo telewizję oglądam bardzo rzadko i nigdy za dnia, najwyżej wieczorne wiadomości. Mógłbym jeszcze opowiadać o wielu zjawiskach, których pojąć nie mogę przy pomocy moich racjonalistycznych zapatrywań, tu wygrywa zdecydowanie mistyczna strona mojego jes­testwa. Przysłano mi potem grudniowy numer „Literatura Foiro”, gdzie na pierwszej stronie w dziale „Uverturo” wydrukowano mój wiersz „Venos jaroj” (Przyjdą lata) z rysunkiem Salvatora Dali, z takim oto komentarzem „Jeśli Salvador Dali swoim rysunkowym talentem tak widział Nowy Jork w 1938, to Skorupski swym poetyckim talentem w Nowy Rok 2001 jakby przewidział tragedię, która wydarzyła się 254 dni później.” Przepraszam, to inni o mnie tak napisali, nie moja wina, ale przeczytałem ten wiersz i rzeczywiście, wszystko się zgadzało co do joty. Wspomnę jeszcze o kilku innych zdarzeniach. Kiedyś moja żona pojechała na krótki odpoczynek do Kastanienbaum obok Lucerny, gdzie ją odwiedziłem. Przy obiedzie była rozmowa o formie mojego powrotu – autobusem albo statkiem. Powiedziałem wtedy do żony „wiesz, pojadę chyba autobusem, bo na statku są bandyci”, a żona na to „co ty mówisz, wypluj te słowa”. Około osiemnastej patrzyliśmy na jezioro, do przystani zbliżał się statek. W pewnym momencie rzekłem do żony „ ten kapitan nie umie prowadzić statku, coś się z nim dzieje” (sam jestem kapitanem). Wyszliśmy na balkon, całe nabrzeże było pomarańczowe od mundurów policyjnych. A jednak kilka godzin wcześniej miałem rację. W całkiem innym okresie, w tej samej okolicy, tym razem oboje wracaliśmy do Zurychu, na dworcu w Lucernie mieliśmy pół godziny do następnego pociągu, zaproponowałem spacer po starym moście. Kiedy żona nie miała ochoty, rzekłem „wiesz co, ten most wnet spłonie”... i spłonął jeszcze tej samej nocy, w dwie godziny od tej rozmowy. Można powiedzieć, że to są przypadki, ale jeżeli tych przypadków jest niezliczona ilość, to, chcąc nie chcąc, ta ich gęstość zmusza do zastanowienia.  Opowiadać mógłbym jeszcze bardzo długo o wydarzeniach, które miały podobne zakończenia. Kilku z moich znajomych (pisarzy) sypia z moimi książkami, trzymają je pod poduszką, bo ponoć wtedy przestaje głowa boleć, jeszcze inni zapraszają mnie do siebie, bo słyszeli... itd.

 Wydarzenia ostatniej chwili

 Szukałem kiedyś w bardzo dawnej korespondencji listów od dobrych znajomych, a przy okazji przeglądałem stosy kopert. Odłożyłem jedną kopertę od pewnego poety o imieniu Tadeusz. W komputerze chciałem sprawdzić jego przeszłość. W tym dniu umarł.

Mój list do prezydenta Andrzeja Dudy postanowiłem przenieść do archiwum, bo już zbyt długo tkwił na pierwszych stronach internetowych. Po chwili listonosz przyniósł list z powielanym pozdrowieniem od prezydenta.

 Takich przypadków jest sporo; choć nie potrafię ich wyjaśnić, to - co istotne - jest mi z nimi wygodnie.



Zurych, 28 października 2017


PS Jeszcze jeden przypadek zaduszkowy: » Sonet ze Stokiem i z Towiańskim
Po przeczytaniu tego wiersza otrzymałem E-mail z zaproszeniem do Teatru Stok:

Am 2. November grüsst herzlich Peter Doppelfeld
Ab 16. November: Neue Eigenproduktion !
A zaraz potem E-mail od prof. dr Marii-Jolanty Zagalak (dokładnie o 16;49), że groby rodziny Towiańskich już nie istnieją, a przecież Ambasada Polska składała na nich rokrocznie zaduszkowe bukiety.
» Sonety o grobie Andrzeja Towiańskiego
A jednak nie wytrzymałem i poszedłem na cmentarz - groby Towiańskich istnieją, nawet z płonącymi jeszcze lampkami, zapalonymi kilka godzin wcześniej.
» Groby Towianskich na cmentarzu Sihlfeld w Zurychu