Te szalone dni 221
Giertych ma rację


Prawdę mówiąc moje felietony powinny być drukowane w dziale „Twoja Trybuna”, gdzie publikuje się głosy Czytelników, z którymi „redakcja nie zawsze się zgadza”. Myślę, że ma po temu poważne powody, których nawet nie stara się ukryć. Od czterech czy pięciu lat nie zaprosili mnie na rytualną wódkę noworoczną czy tam opłatkową. W tym roku dostałem doroczną nagrodę literacką ministra za „Legendę Europy” – nawet nie pogratulowali. Zaprosiłem Przemka na swoje siedemdziesięciolecie – nie przyszedł. E tam, do bani z taką współpracą – kiepsko płacą, wódki nie dają, sekretarek pięknych z naręczami fijołków nie przysyłają. No to ja naturalnie w odwecie swoje. I tak się to toczy. Dzisiaj, na złość Redakcji, chcę pochwalić Giertycha. Oczywiście jestem od niego o całą siną dal odległy ideologicznie i towarzysko – z jednym przezabawnym wyjątkiem. Ale o to mniejsza. Jego hufców wszechpolskich po prostu się boję. Lecz niby dlaczego mam wojować z tymi koncepcjami, które uważam za słuszne? Że niby głosi je „niewłaściwy” człowiek? Nie uznaję takich podziałów.
Chwaliłem już Giertycha za amnestię maturalną. Teraz chcę pochwalić za program „zero tolerancji”. Wszyscy zgadzamy się przecież, że sytuacja w szkołach przerosła najczarniejsze przewidywania i wymaga środków drastycznych. Minister oświaty nie ma już innego wyjścia. Przecież nie ma sensu żaden program oparty na „rozmowach z młodzieżą”, żaden Korczak tu już pomóc nie może. O czym mówić z młodym bandytą? A raczej o czym dyskutować z mafią, bo indywidualnie każdy człowiek jest do uratowania. Mafię natomiast trzeba izolować i rozbić, choćby składała się z przedszkolaków. Nie dyskutuje się z niemowlętami szczepiąc im ospę. A przecież „takie będą Rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie”, chyba jeszcze nikt tego nie kwestionuje? Łatwo targać Giertychem, trudniej zaproponować jakiś skuteczny program wychowawczy.
Swoją drogą... Tak się złożyło, że byłem uczniem kilku szkół, w kilku miejscowościach. Uczniem fatalnym, z notorycznie obniżanym zachowaniem. A przecież na tle tego, co się dzisiaj wyprawia moje wyczyny były znikome. W ogóle nikomu nigdy nie przychodziło do głowy, żeby takie ekscesy, które dzisiaj są na porządku dziennym mogły w ogóle mieć miejsce. Może tak bywało w tzw. zawodówkach ale i to nie sądzę. Nauka powinna być przywilejem a zarazem przymusem, dziwne to połączenie, przyznaję. A jeśli jacyś rodzice tego nie zrozumieją, to przepraszam, ale won ze szkoły.
Niestety, nie tylko embrion ale i dziecko nie całkiem jest człowiekiem. Czy może jest człowiekiem ale in statu nascendi, tworzącym się dopiero. Powinno mieć wszelką możliwą pomoc ale bynajmniej nie wszystkie przywileje dorosłości. Nie chodzi tu o jakąś wojnę pokoleń, rodziców przeciw własnym dzieciom, chociaż taki właśnie konflikt trwa od początku świata i w różnych czasach różnie jest rozwiązywany. Zdarzają się wprawdzie cudowne i genialne dzieci lecz na ogół to właśnie dorośli stwarzają świat, pracują i ponoszą koszty. I inaczej nigdy nie będzie. Rozumiem, że świat się zmienił i akceptuję to. Dzieci nie muszą mieć dzisiaj palców zachlapanych atramentem, być może na przyjęciach nie siadają już „na folwarku”, w końcu dzięki telewizji mają na ogół taki sam zasób informacji jak ich rodzice. Nie muszą zapewne milczeć („dzieci i ryby głosu nie mają”). Ale jeśli rodzice bywają inteligencją w pierwszym pokoleniu albo i wcale, to nie mogą im zapewnić odpowiedniej kindersztuby i tę rolę musi spełnić szkoła.
Ale tu zastrzeżenie. Zero tolerancji dla bandytyzmu. Zgoda. Lecz nie każda chłopacka bitka to już bandytyzm, nie każdy ukradziony buziak to już molestowanie. Nauczyciel musi być nie tylko czujny ale i mądry. A mądry nauczyciel pojawi się w szkole wtedy, kiedy otrzyma godną zapłatę. W tej sprawie Giertych także ma absolutną rację. Podobnie jak w sprawie komórek i być może mundurków. Jest takie angielskie powiedzenie: posyłamy dzieci do szkoły, żebyśmy potem nie musieli wsadzać ich do więzienia. Inna sprawa, że ja zawsze uważałem szkołę za rodzaj wyrafinowanej katorgi i traktowałem z nienawiścią. Ale skończyłem ją i do kryminału, póki co, nie trafiłem...

Piotr Kuncewicz
Warszawa, 3 listopada 2006