Te szalone dni 228
Fajerwerki


Zwyczajowo w ostatnich dniach roku telewizja, radio, prasa gromadzi wybitnych mężów, którzy z niezmierną powagą rozważają, roztrząsają i dociekają, co też to w minionym roku wydarzyło się istotnego, ważnego i nieprześcignionego. Tak było i teraz. Media są zwyczajowo już nieprzyjazne koalicji, więc usłyszeliśmy wiele arcysłusznych połajanek. Ja słuszny być nie muszę a na dodatek dowiedziałem się, że piszę w brukowcu, co mnie dodatkowo rozbestwiło. Hulaj dusza, piekła nie ma. Z Lepperem wódki nie piłem nigdy,( chociaż z jego kreatorem Piotrkiem Tymochowiczem a i owszem. Nie bez przyjemności.) ale myślę, że za szybko go pogrzebano. To na oko twarda psiajucha. Łomot spuszczony przez IPN arcybiskupowi Wielgusowi pewnie bardziej zaszkodzi Kościołowi niż jemu osobiście – może się w końcu ludzie ockną po następnym pół milionie zlustrowanych. W kolejce czekają już Piłsudski z Mickiewiczem i Moniuszką. I w ogóle, czy coś bardzo ważnego może się stać w takim cyrku? A jednak dzień w dzień dzieją się rzeczy bardzo istotne. Czy zwrócili Państwo uwagę, że właściwie codziennie dowiadujemy się o jakimś wspaniałym leku, niecodziennym wynalazku (też jestem niezły: codzienna niecodzienność), ważnej formule czy bodaj rozszyfrowaniu kolejnego genu. Z wszelką pewnością lawina odkryć doprowadzi do radykalnych zmian w naszym życiu. Bogdan Chorążuk, poeta ( autor m.in. „Zegarmistrza światła”) twierdzi bardzo serio, że już nasze pokolenie doczeka się nieśmiertelności. Niestety, bardzo w to wątpię, ale długowieczność już stała się faktem. Szkoda, że na razie łączy się ze sflaczeniem, niemrawością, niedołęstwem, na które niewiele można poradzić. Na razie. Właściwie media karmią nas rzeczami nieważnymi a prawdziwie wielkie nowiny ukrywają po kątach. Też mi problem: co porabia Rokita, co powiedział Tusk, jak się przejęzyczył Kaczyński, co kryją gacie Leppera, czy Marcinkiewicz to człowiek sukcesu, czy odwrotnie. Może to i prawidłowość, bo w naszej naturze leży niepohamowane plotkarstwo. Nawiasem mówiąc trzeba sobie zafundować lekturę bodaj kilku autorów neodarwinistycznych, biologów naturalnie, takich jak Desmond Morris, Jared Diamond, Richard Dawkins a nade wszystko Edward Wilson. Ogólnie rzecz biorąc traktują oni człowieka jako szczególny gatunek zwierzęcia z czego wynikają bardzo rozległe konsekwencje niekoniecznie nawet ateistyczne. Dopiero po takich lekturach widzi się ogrom czy nawet boskość natury i zaczyna się dostrzegać powiązania z których nie zdawaliśmy sobie dotąd sprawy. Nie twierdzę, że to jest absolutny klucz do tajemnic nieba i ziemi, a nawet przyznam, że zbyt wybujałe ambicje neodarwinistów niekiedy mnie denerwują. Ale bez tych lektur byłbym o wiele większym ignorantem niż jestem dzisiaj. Ja to sobie zresztą łączę z probabilizmem i relatywizmem, dzięki czemu rzadko popadam w święte oburzenie z byle powodu. Na przykład o arcybiskupie W. nie wiemy wielu innych rzeczy, na przykład jak się podciera, czy chrapie, jak sobie radzi z seksem i tysięcy podobnych spraw. I bardzo dobrze. Nie musimy wiedzieć wszystkiego. Nie ufam ludziom zanadto świetlanym, bo wiem, że takich nie ma. Jak ktoś o sobie mówi coś podobnego, to wiem, że kłamie albo zwyczajnie jest głupi. A wracając do ewolucjonizmu to wymienionych autorów polecam zwłaszcza swoim przyjaciołom, jeśli ich dotąd nie czytali. Ja trochę zmądrzałem, im także nie zaszkodzi. Nie muszę wyjaśniać, że do przyjaciół liczę wszystkich moich Czytelników, łącznie z redaktorem Karnowskim, jeśli rzeczywiście czyta tak brukowego autora jak ja. On we mnie kamieniem, ja w niego chałą z rodzynkami. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

Piotr Kuncewicz
Warszawa, 5 stycznia 2007