Te szalone dni 230
Słowo i maczuga


Media stały się monotonne, ponieważ prawie wyłącznie prezentują różne odcienie myśli prawicowej. Myśli? Niekoniecznie, więcej tu roszczeń i sloganów niż rzetelnej materii intelektualnej. Ale to przypadłość wszystkich polityków i politycznych komentatorów. Chętniej słuchamy opinii, które podzielamy, argumenty naszych przeciwników spływają po nas jak po łabędziu woda. I inaczej chyba nigdy nie będzie. A więc kiedy słyszę o krwawym Urzędzie Bezpieczeństwa to zapominam, że sam się go kiedyś bardzo bałem i próbuję być obiektywny. Może to akurat kiepski przykład ale przeszłość to zawsze odległy kraj, gdzie nas nie ma i gdzie nigdy nie powrócimy, możemy o nim mówić spokojnie. Nie mówię do fanatyków i fundamentalistów, bo wiem, że i tak mnie nie wysłuchają. Zresztą, czy ja wiem, nawet to może się zdarzyć. Ponieważ jestem relatywistą, więc uznaję, że każdy może mieć rację.
Kością niezgody jest w Polsce ocena PRL. Jest ona całkowicie uczuciowa i dowolna. Może by warto zejść trochę na ziemię. W tym wypadku znaczy to zamianę jakości na ilość. Zaraz wytłumaczę o co chodzi. Otóż jeśli nie możemy ocenić, które miejsce jest bardziej atrakcyjne, to bodaj potrafimy policzyć turystów, którzy je odwiedzili, nie wiedząc, który chleb jest smaczniejszy, razowy czy pytlowy, możemy jednak policzyć tych, którym dany gatunek bardziej smakuje. I tak będzie to bardzo względne i niepewne ale tak to jest z pojęciem prawdy, lepszej metody nie widzę. Weźmy pod lupę dwa okresy: okupacji niemieckiej i PRL. Ja twierdzę, że się różniły jak życie od śmierci, historycy IPN, że żadnej różnicy nie było. Okupacja trwała pięć lat, PRL osiem czy dziewięć razy dłużej. Wiem, że upraszczam, bo muszę, bo to felieton nie książka. Otóż biorąc pod uwagę proporcje i ogólne przemiany świata policzmy ilu ludzi zginęło i było uwięzionych przez faszystów a ilu przez komunistów, ile domów zburzono i wybudowano w tych okresach, ile wydano książek, ile zjedzono czego, ile szkół było i tak dalej. Poszczególnych rubryk będzie kilkaset. Dodajmy trzy okresy kontrolne: schyłek rozbiorów, dwudziestolecie i współczesność. O ile wiem IPN nie zrobił takich zestawień, chociaż chyba powinien. Rzecz jest zresztą znacznie bardziej skomplikowana i to z wielu powodów ale przecież wykonalna. Ja coś podobnego zrobiłem w zakresie literatury – wyszło mi, że dwudziestolecie miało około dwudziestu twórców godnych pamięci, okres okupacji trzech-czterech, a PRL mniej więcej pięćdziesięciu. Ale zajęło mi to osiem lat pracy i wyszło z tego pięć tomów. Już czegoś takiego nie powtórzę.
Pamięć Narodowa to coś znacznie większego niż zespół archiwalny. A także zgoła innego niż organ śledczy. Moja opinia o nim jest Czytelnikom znana i nie ukrywam, że bardzo zła. Ale skoro już istnieje, to niech będzie z niego jakiś realny pożytek dla prawdy, choć przyznaję, że moja opinia o tym pojęciu jest jeszcze fatalniejsza. Mogę się jednak mylić, a zresztą mówimy w języku potocznym, który podobno, wbrew pozorom, jest najściślejszy. Czym więc moim zdaniem onże Instytut być powinien? Chyba obiektywną instytucją badawczą. Co prawda, gdybym to ja miał ustawicznie do czynienia z policyjną wersją historii, to pewnie też dostałbym kręćka na tym punkcie. Wydaje mi się, że oni dostali. Prokuratorskie skrzywienie zawodowe – bo historykami to już dawno być przestali. A szkoda, bo ten Dudek, Lasota, Żaryn et consortes to chyba nie są idioci, choć idiotyzmy wygadują. Wolałbym ich oglądać w ciekawszej roli.
Pewnie, że tego rodzaju opracowanie także zawsze można by zakwestionować. Z drugiej strony ten rachunek nie wymaga lat pracy, przy odrobinie dobrej woli da się zrobić przez godzinę na kartce papieru. Wystarczy, żeby się nie ośmieszać. A porównanie okupacji z PRL czego dopuścił się historyk z IPN było zwyczajnie śmieszne. Rezultat jest taki, że z IPN nikt poważny już nie dyskutuje, pomny zasady, że nie warto polemizować z matołkiem. I to matołkiem zbrojnym w maczugę...

Piotr Kuncewicz
Warszawa, 16 stycznia 2007