|
Kochany Piotrze, Wielki mój Przyjacielu
1. Maja wysłałem Ci kartkę z Paryża, nie wiedząc o tym, że dotrze do Nieba. Czy dotarła? Powiesz mi o tym, gdy tam się spotkamy.
O Twojej śmierci przeczytałem dzisiaj przypadkowo w internecie. Zaraz zadzwoniłem do Ireny. Bardzo płakała.
Póki co, zanim do Ciebie dopłynę, będę tu na Ziemi z wielką czcią o Tobie pamiętał, czytając Twoje Dzieła.
Zurych, 9 maja 2007
Piotr Kuncewicz
jest i pozostanie dla mnie na
zawsze alternatywnym literatem, bez względu
na ideologiczne wiatry, z lewej lub prawej strony,
które wokół wieją, i za to Piotra cenię, i lubię, też
za to, że nie grymasi, kiedy mu wiatr dmie w oczy,
o czym świadczą świetne felietony, także fakty,
choćby takie drobne jak jedzenie barszczu, a było
to tak: Irena i Piotr Kuncewiczowie wybrali się do
Zurychu na premierę mojej książki TEMPO, droga
z Warszawy długa i uciążliwa, więc nie bardzo było
wiadomo kiedy dotrą do celu; w takich wypadkach,
gdy nie wiem kiedy goście przyjdą, gotuję barszcz
sarmacki albo proletariacki, bo w każdej chwili można
go odgrzać, a odgrzewany smakuje jeszcze lepiej,
jak bigos, którego raczej nie lubię, nawet ponoć tego
lepszego, czyli odgrzewanego; w taki oto sposób
przyjąłem moich zacnych gości jednodaniowym
obiadem; po kilku miesiącach pojechaliśmy z moją
żoną Barbarą na urlop do domku Rity Grochocińskiej
na Kaszubach, po drodze zawitaliśmy do Klubu Księgarza
na Starym Mieście w Warszawie, a tam Jan Rodzeń
powiedział stanowczo „robimy premierę TEMPA“,
na co ja „premiera już była w Zurychu“, „to nic nie szkodzi, będzie
jeszcze jedna premiera“ odpowiedział szef klubu i w ten
sposób zakończyliśmy szybko przyjemny pobyt w gminie
Dziemiany, i wróciliśmy do Kuncewiczów na obiad
w ich domku letnim w Miedzeszynie, tyle tylko że tam
dań było dwadzieścia, a nie jedno, jak u nas w Zurychu;
potraktowałem tę sprawę jako złośliwość, ale ponieważ
dobrze zjeść lubię, co widać na zdjęciach, więc czekam
na następne takie złośliwości.
Zurych, 18 września 1998
|