windows media video (.wmv) 30.05.1998 w Zurychu

» Tablica ku czci Piotra Kuncewicza

 

 

Piotr Kuncewicz
*19.03.1936 - †9.04.2007

Podczas premiery tomu sonetów AKURAT


Piotr Kuncewicz dla Polskiej Anteny Literackiej
» Felietony
» IN MEMORIAM
» Sonety ze słowem KUNCEWICZ


Sonet o granicy istnienia

Piotr Kuncewicz ma wszystko z głowy
niczym się nie interesuje
nie martwi się że coś się psuje
osiągnął stan bezosobowy

śmierć jest granicą między życiem
a niezrozumiałą abstrakcją
absolutną antyreakcją
na stan istnienia zwany byciem

tutaj borykał się z myślami
o początku i końcu świata
a tam ten problem go nie plami

tam to znaczy gdzie teraz siedzi
może nie siedzi ale lata
niejeden się tu nad tym biedzi


Twierdza Ciszy, 15 lipca 2007

 

Kochany Piotrze, Wielki mój Przyjacielu
1. Maja wysłałem Ci kartkę z Paryża, nie wiedząc o tym, że dotrze do Nieba. Czy dotarła? Powiesz mi o tym, gdy tam się spotkamy. O Twojej śmierci przeczytałem dzisiaj przypadkowo w internecie. Zaraz zadzwoniłem do Ireny. Bardzo płakała.
Póki co, zanim do Ciebie dopłynę, będę tu na Ziemi z wielką czcią o Tobie pamiętał, czytając Twoje Dzieła.


Zurych, 9 maja 2007

Piotr Kuncewicz
 
jest i pozostanie dla mnie na zawsze alternatywnym literatem, bez względu na ideologiczne wiatry, z lewej lub prawej strony, które wokół wieją, i za to Piotra cenię, i lubię, też za to, że nie grymasi, kiedy mu wiatr dmie w oczy, o czym świadczą świetne felietony, także fakty, choćby takie drobne jak jedzenie barszczu, a było to tak: Irena i Piotr Kuncewiczowie wybrali się do Zurychu na premierę mojej książki TEMPO, droga z Warszawy długa i uciążliwa, więc nie bardzo było wiadomo kiedy dotrą do celu; w takich wypadkach, gdy nie wiem kiedy goście przyjdą, gotuję barszcz sarmacki albo proletariacki, bo w każdej chwili można go odgrzać, a odgrzewany smakuje jeszcze lepiej, jak bigos, którego raczej nie lubię, nawet ponoć tego lepszego, czyli odgrzewanego; w taki oto sposób przyjąłem moich zacnych gości jednodaniowym obiadem; po kilku miesiącach pojechaliśmy z moją żoną Barbarą na urlop do domku Rity Grochocińskiej na Kaszubach, po drodze zawitaliśmy do Klubu Księgarza na Starym Mieście w Warszawie, a tam Jan Rodzeń powiedział stanowczo „robimy premierę TEMPA“, na co ja „premiera już była w Zurychu“, „to nic nie szkodzi, będzie jeszcze jedna premiera“ odpowiedział szef klubu i w ten sposób zakończyliśmy szybko przyjemny pobyt w gminie Dziemiany, i wróciliśmy do Kuncewiczów na obiad w ich domku letnim w Miedzeszynie, tyle tylko że tam dań było dwadzieścia, a nie jedno, jak u nas w Zurychu; potraktowałem tę sprawę jako złośliwość, ale ponieważ dobrze zjeść lubię, co widać na zdjęciach, więc czekam na następne takie złośliwości.


Zurych, 18 września 1998