zaczynam od spotkania z Mamą właściwie to z Mamy duszyczką która kroczy wąską uliczką do Twierdzy Ciszy tęczy gamą czuję Ją gdzieś za obłokami coś mówi – szeptem mnie pociesza koronę kwiatami obwiesza murawę wyściela płatkami od strony krzewów zaszumiało i zjawa znikła – niebo puste na chwilę wszystko oniemiało zaglądam – nikogo tam nie ma z komina idą dymy tłuste bezwiedna ogarnia mnie trema