Sonet na granicy istnienia
dzień był upalny i bezwietrzny
pierwszy grzmot przyszedł po północy
huknęło nagle z całej mocy
oszalał cały świat zewnętrzny

w Twierdzy Ciszy było przytulnie
zszedłem z galerii po drabinie
otwarłem żaluzję w witrynie
żywioły burzyły się wspólnie

wybiegłem nago na murawę
deszcz siekł mnie jak biczem po ciele
musiałem skończyć tę zabawę

chroniła mnie twardość kamienia
za oknem szalały kipiele
trwałem na granicy istnienia
Twierdza Ciszy, 25 czerwca 2002