TABLICZKA DREWNIANA

Wyznanie dedykuję Romanowi Zgłobickiemu
- badaczowi meandrów Historii


Przy lasku znaleziono tysiące piszczeli.
Czerepy rozrzucone, doły pełne żeber.
Dzieło katów na ludzi, którzy tam przed laty
Kości jeńców wgniatali w zamarzniętą ziemię.

Dzisiaj, po wschodniej stronie rozdartego miasta,
Przybyszów wita kamień grobu zbiorowego.
Obelisk zagłodzonych.
Pamiątka po wojnie,
Daj nam Boże, że symbol spokoju przyszłego.

Ciała więźniów skrywano głębiej, pod murawę.
Trumnami było wapno do rowu sypane.
Zostało tylko kilku, resztę ocalonych
Wśród okrzyków i strzałów pognano w nieznane.

Wiersz ten, to nie ulotny rachunek za przeszłość.
To raczej apel, prośba, uczuć przywołanie:
Nie można tak zostawić pod śmietniskiem czasu
Prawdy o ludzkiej krzywdzie, kłamstwem zasłanianej.

To w tym stalagu właśnie Francuz uwięziony
Stworzył „Apokalipsę” z natchnienia Anioła,
Ludzie z głodu padali, z zimna, chorób, bólu,
Nic człowiek człowiekowi. Tylko instynkt wołał.

Najgorzej było Ruskim, pariasom w tym tłumie.
Ginęli poniżani, z głodu gryźli ciała.
Niewielu z nich przeżyło, a gdy wolność przyszła
Warta braterskich pepesz salwą ich żegnała.

Kiedy wielojęzyczna armia wyzwoleńcza
Weszła do miasta siejąc wśród mieszkańców grozę,
Ktoś z nowych napis znalazł: „Polegli za wolność”
- tekst wyrżnięty kozikiem na pniaku przy drodze.

Nie był to znak drogowy, choć ostrzegający,
Raczej strzyga każąca o zbrodni pamiętać.
Wszak sprawcy jak najszybciej chcieliby zapomnieć
O kolumnach bezbronnych pędzonych do Nieba.

Minęły lata. Z kamieni na cmentarzu w lasku
Nic prawie nie zostało. Świeczek nikt nie pali.
Szkoda, że nad grobowcem głów nie pochylili
Ci, którzy truchła więźniów w zmarzlinach chowali.

Zbyszek Dobrzyński
Zgorzelec, 10 sierpnia 2006


 





Do Autora

Drogi Zbyszku
Twój wiersz ucieszył mnie, chociaż jest smutny, ale muszę Ci coś dopowiedzieć. Otóż było to tak: pracowałem w Technikum Górniczym w Zgorzelcu i różne sprawy mnie interesowały, między innymi kiedyś zainteresował mnie STALAG VIII-A, o którego istnieniu władze Zgorzelca ("partyjne i państwowe") nie wiedziały, a raczej nie chciały wiedzieć, ale ja się uparłem i postanowiłem sprawą zainteresować kogo można i trzeba. Urządziłem tam obóz harcerski (na śmietniku, bo w miejscu obozu VIII-A był śmietnik), co było swoistym skandalem pedagogicznym i miałem z tego powodu kłopoty. Ale był na tym obozie oficer WOP, skierowany przez pułkownika, (z którym się przyjaźniłem i który, jak się dowiedziałem, ponoć źle skończył wojskową karierę, więc nie podaję jego nazwiska), dlatego wymiar tego skandalu był do usprawiedliwienia. Nazwiska tego oficera nie pamiętam, ale chętnie bym o nim wiersz napisał, bo przypadkiem był tym, który podczas mojego pierwszego pobytu w Zgorzelcu zwrócił się do mnie z pozdrowieniem "dowód osobisty proszę!", choć zdaje się, że tego "proszę" nie było; potem był uczniem w technikum dla pracujących. Sprawą zainteresowałem Romana Zgłobickiego, z którym się przyjaźniłem, a który miał nawet pracę doktorską na ten temat napisać, ale z pewnością zaczął zbierać pamiątki przy pomocy uczniów tejże wspomnianej szkoły i wiem, że sporo uzbierał. Na tym nie koniec, mój upór się jeszcze powiększył. Aż nadarzyła się okazja, bo kiedyś przyjechał do amfiteatru w Zgorzelcu marszałek Marian Spychalski i moje harcerki podeszły do niego z cegiełkami na rzecz pamięci o STALAGU VIII-A. Wyciągnął sto złotych, inni generałowie także, a jak generałowie, to też i wszyscy bonzowie, i uzbierała się całkiem pokaźna kwota. Także z kiermaszy książkowych, które organizowałem na schodach Technikum Górniczego wspólnie z małżeństwem księgarzy, dochody szły na ten sam cel, chociaż zawistni posądzali mnie, że z tego czerpię profity. Bardzo często musiałem przychodzić potem do Komitetu Powiatowego i tłumaczyć się z przypadku z marszałkiem, zostałem nawet zwolniony ze szkoły ze skutkiem natychmiastowym, ale, tu muszę szczerze wyznać, wymieniony komitet mnie obronił. Pamiętam nazwisko: towarzysz Humeniuk o tę sprawę się troszczył. Teraz, kiedy mi przysłałeś Twój wspaniały na ten temat wiersz, wszystko wróciło i przyszło również pytanie, co się z tymi pieniędzmi stało, czy zlikwidowano tamten śmietnik i... właśnie, może jakąś nową tabliczkę z tych pieniędzy ufundowano (to była spora suma)? Wyjechałem i przestałem się tą sprawą interesować, choć mimo podobnych niemiłych zdarzeń, całą moją przygodę turoszowską wspominam z sympatią. Ty mi o tym przypomniałeś, za co Ci jestem Zbyszku wdzięczny.
JSS